11 marca 2013

Let's Survive


Tytuł: Shin Megami Tensei: Devil Survivor
Platforma: Nintendo DS
Developer: Atlus
Gatunek: jRPG

                Zamknięte przez rząd i opanowane przez demony Tokio, do tego widmo kończących się zapasów wody i jedzenia. Można dorzucić tajemnicze Death Clocki, program do wywoływania demonów oraz codzienne wiadomości z listą przestępstw, które prawdopodobnie mają się ziścić. Nie brzmi przyjemnie, co? Trójce bohaterów gry Devil Survivor przystanie żyć w takich okolicznościach.


                Środek lata, spokojna atmosfera - ach, czego chcieć więcej? Tanikawa Yuzu wręcza trzy enigmatyczne COMPy Kiharze Atsuro oraz Hero, lub jak kto woli Protagoniście, ów cacka dostała od Naoyi - kuzyna Hero. Po uruchomieniu tejże maszynki zastają zakodowany folder na co Atsuro stwierdziwszy, że w ten sposób Naoya mówi mu dzień dobry, z błyskiem w oczach bierze się za hakowanie go, tym samym uruchomiwszy instalacje tajemniczego programy do wywoływania demonów. W gratisie dostają tajemniczego mail'a od Obserwatora zawierającego trzy tragedię  jakie mają dziś nastąpić. Bohaterowie traktują to z przymrożeniem oka, mając to jedynie za niesmaczny żart. Sytuacja diametralnie się zmienia, gdy okazuje się, że niesmaczny żart żartem nie jest, a demoniczny program nie jest zwykłą gierką, w którą można pograć pod ławką na jakże nudnej lekcji fizyki, tudzież historii.

                Bohaterów mamy na pęczki. Począwszy na słodkich cosplayerkach i skończywszy na równie urokliwym tatuśku. Jak głowni postacie nie powalają, to w tych mniej głównych spotkamy kilka ciekawych typów. Nie opiszę wszystkich bohaterów, bo to mija się z celem, trudno jest zrobić drobiazgowe i rozbudowane opisy z prostego względu, że zdradziłabym zbyt wiele na temat fabuły. 

                Głównym bohaterem jest siedemnastoletni Hero, rzecz jasna, Japończyk, któremu - dosyć ciekawy przypadek - sami poprzez wypowiedzi kształtujemy charakter oraz nadajemy mu imię, nazwisko oraz pseudonim. Hero politykiem by raczej nie został, gdyż odzywa się rzadko, a po przeanalizowaniu możliwych odpowiedź można dojść do wniosku, że jest dosyć introwertycznym osobnikiem, a sam jego wygląd jest dosyć prosty urozmaicony przez specyficzne słuchawki.

 
                Odrębną kwestą jest natomiast Tanikawa Yuzu, która, w mojej opinii, jest postacią nijaką, będącą tam tylko po to, żeby czasami po histeryzować, czy też po trzepotać rzęsami w kierunku głównego bohatera, bo jest nim, co za niespodzianka, zauroczona. A skoro już mowa o miłostkach to pan Kihara Atsruro, zakochany w Yuzu, się kłania. Żeby nie odstraszać wątek miłosny nie jest tu rozwinięty, raczej Atsuro swe zainteresowanie Tanikawą ukazuje po prostu troszcząc się o nią. Wracając do tematu - Kihara jest typem dobrego przyjaciela, nieco zabawnego i bystrego. Wraz z biegiem wydarzeń widać, że Atsuro jest postacią szlachetną i zdolną do poświęceń.

                Naoya jest postacią wielce enigmatyczną. Na start wiemy o nim dwie rzeczy: jest kuzynem głównego bohatera oraz geniuszem. Ba! I to nie byle jakim geniuszem, bo informatycznym. To on podarował głównym bohaterom COMPy i to on napisał program do wywoływania demonów. Przez większość dowiadujemy się o nim pozornie nic nie znaczących błahostek, które pod koniec układają się w ładną i spójną całość. Nawiasem mówiąc to lubię jego buźkę.

                Nikaido "Kaido" Tadashi przypomina typa, który stroni od bójki, choć Kaido jest członkiem lokalnego gangu o wdzięcznej nazwie Demony Shibuyi - w angielskim tłumieniu użyto słowa Deamons, które znaczy tyle, co demony tyle, że w pozytywnym sensie, o! - o tym, czy takim osobnikiem jest mogłabym  polemizować.  Nikado został Pogromcą Demonów z nieco innego powodu, niż chęć pokonania wszystkiego, co się rusza, a jakiego to nie będę zdradzać, żeby nie zepsuć zabawy potencjalnym graczom.  Tasashi nie lubi bezsensownych zamieszek, a, ironicznie, wraz z biegiem historii zostaję on zaślepiony chęcią zdobycia mocy oraz Macci - demonicznej waluty. Wielki plus, że w angielskim tłumaczeniu używał on slangu. Dużo lepiej brzmi, jak taki Kaido mówi "y'know?", aniżeli "you know?". Do tego gościa po prostu pasuje slang, o! 

                Może i nie jest na tyle ważną postacią, aby ją tu wymieniać, lecz Shoji ukazuje, że da się stworzyć sensowną oraz - co lepsze - nieirytującą postać kobiecą. Wyżej wymieniona pani jest dziennikarką o realistycznym podejściu do życia. Zbiera informacje, analizuje je, po czym wyciąga wnioski wyznając zasadę "nie uwierzę, póki nie zobaczę". Zdecydowanie jedyna z najlepszych  bohaterek, która nie panikuje, co drugą kwestie, ani nie jest depresyjną dziewoją - zwykła realistka.

                Od strony graficznej mi się podoba. O taka prosta grafika bez zbytnich udziwnień. Jeśli chodzi o walki to jest tryb taktyczny przedstawionym w postaci zbiorowiska pikseli - możemy się ruszać, atakować, uciekać, przywoływać demony, tańczyć Gangam Style. Oj, a jednak tego ostatniego nie możemy. Tryb walki przedstawia się znacznie ciekawej. Tła są ładniejsze, a demony bardziej drobiazgowe. Muzyka jest przeciętna. Ni to zła, ni to porywająca, jakoś nic w pamięć mi nie zapadło. Sam opening jest zwyczajny. Minusem jest brak vocie-actingu, który umiliłby rozgrywkę.
                Misje są różnorodne. Odpłacamy się pięknym za nadobne, walczymy z demonami i ratujemy zdesperowane dziewoje. Jest irytująco duża przepaść pomiędzy misjami. Bardzo irytująca. Jedną walkę można wygrać z palcem tam, gdzie słońce nie dochodzi, natomiast przy drugiej nie obejdzie się bez wulgaryzmów, czy też chęcią rzucenia konsoli o podłogę. Uwierzcie, że przechodzenie po raz któryś danej bitwy nie napawa optymizmem i nie wzbudza pozytywnych emocji. 
                Tym, co wyróżnia Devil Survivor jest wybór lokacji, do których chcemy się udać,. Jako że gra jest podzielona na dni oraz godziny nie zawsze uda nam się zwiedzić każde miejsce, co przekłada się na zakończenie gry - konkretniej jest ich sześć.
                Warto wspomnieć, że gra ma swoją mangę, której absolutnie nie polecam nikomu. Jest ona idealnym przykładem jak zrobić płytką opowiastkę o wybrańcu i jego ciotowatych przyjaciołach. Cóż, kto co lubi.
                Polecać, polecam. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi takie klimaty. Mimo że fabuła jest ciekawa, to nie jest nietuzinkowa, a elementy spotkane w produkcji można skojarzyć z innymi grami, bądź anime/mangami, co nie ujmuje, że niektóre momenty potrafią zaskoczyć. Jak wyżej wspomniałam jest wiele zakończeń, zależnych  od naszych wyborów, tym samym nadaje to grze realności. Fanom produkcji spod szyldu Megami Tensei polecam bez wahania, a ci którzy nie znają gier z tej produkcji mają idealną okazje, żeby się z nimi zapoznać. 

1 komentarz:

  1. Ech, szkoda, że nigdy nie przekonałam się do kupna konsoli - chociaż gdybym to zrobiła, pewnie na parę lat wsiąkłabym przed "Sengoku Basarą", a więc w grę to wchodzi dopiero po napisaniu matury (i skończeniu "Małpy"). A, kurde, Naoya już mi się spodobał (w ogóle grafika bardzo ciekawa). A Atsuro na pierwszy rzut oka skojarzył mi się z Misakim.
    Szkoda, że manga kiepska. Nie sięgnę po nią tym bardziej, że ostatnio doczytałam ostatnie odcinki Bleacha - oto prawdziwa trauma i nie chcę jej pogłębiać.

    Znalazłam kilka literówek i brakujących przecinków (i nieodmienione "ów"!). Jeśli chcesz, mogę poprawić, bo tekstu nie jest dużo, wtedy przesłałabym na maila.

    OdpowiedzUsuń